Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ogrodniczy, i upatrzywszy tuż przy drodze wysmukłą płoneczkę, urżnęła ją, oberwała nieliczne listki, i podała gotowego konika szczęśliwemu Romankowi.
Nad wieczorem wracając tąż samą drogą do domu, Magdzia ujrzała w miejscu gdzie zerżnęła ów prątek, młodą dziewczynkę, która siedząc na trawie gorzko płakała.
— Czego tak płaczesz, dziewczynko? — spytała Magdzia.
— Jakże nie mam płakać, panienko, kiedy mi ktoś umyślnie taką zrobił szkodę.
— Jakąż?
— Oto przed rokiem, w dniu mo-