Strona:Paul de Kock - Dom biały tom II.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
155

Z ogrodu wychodzi się do ogromnego zwierzyńca, w którym co krok, to ciernie zawalają drogę. Znużeni wreszcie przechadzką, mtodzi ludzie wracają do zamku, oglądają stajnie, oranżerije i folwark; i idą odpocząć w dolnej sali.
— «No i jakże wam się mój zamek podoba?» odzywa się Robino.
— «Ogromny zamek! ogromna posiadłość — odpowiada Alfred — ale ten ogrom na nic ci się nie przyda — wierz mi, każ zbić ten stary grat, którego utrzymanie, wiele cię kosztować będzie; a z tychże materijałów, każ zbudować domek ładny w nowym guście, którego obejrzenie, nie będzie cię trzech godzin czasu kosztować, a wówczas będziesz mógł przyzwoite z należących do ciebie ziem wyciągnąć korzyści.
— «Mój kochany Alfredzie» rzekł Robino, nie na tom kupił mój zamek, że-