Strona:Paul de Kock - Dom biały tom II.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
147

z moim przyjacielem panem Wincentym zostawił.
— «Teraz chodźmy obejrzeć tę wieżę... ostrożnie panowie po schodach.... bo strasznie popsute... mój kochany Robino... przepraszam!... panie Rosz-nuar, jeżeli będziesz się trzymać systematu starej dożywotniczki; to i kroku zrobić nie będzie można tutaj, nie narażając się co chwila, na skręcenie karku.
— «O! ja każę wszystko na nowo przerobić... nie życzę sobie wcale, żeby mi się ten zamek na głowę obalił! — Murgrabio, dokąd ten długi korytarz prowadzi.
— «Do wieży północnej. O! zobaczysz pan! tam to, dziwy!... są różne żarciki... te.. te!.. gdzie to się pada... ach! jakie bo to! trzaski, czy co?
— «Potrzaski, chyba?
— «Aha! aha! potrzaski!