Strona:Paul de Kock - Dom biały tom II.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
117

— «Ja nic nie czuję — odpowiada Alfred, prócz jakiegoś gnojowego zapachu.
— «A! to od pana Szwal słychać ze stajni, bo tam wiele wołów i koni stoi — powiada chłopiec.
— «Któż ten pan Szwal — malcze?
— «Jestto weterynarz, to jest doktor bydlęcy i koński.
— «Hm! to być musi jeden z tutejszych urzędników!...
— «Panowie!.. panowie!... zawołał Robino wyjmując chustkę i ocierając oczy, zdaje mi się ze go nie widzę!..
— «Kogo? pana Szwal?
— «Moją posiadłość!.. mój zamek!.. chłopcze — czy to mój zamek?
— «Tak, tak, to Rosz-naar!
— «Ach! panowie co za roskosz!.. patrzajcie jedna wieża, dwie wieże!.. wały... i... malcze, wstrzymaj no osła... przyjaciele!.. czekajcie! ukontentowanie,