— Praca moja — zwykł był mawiać — nie polega na czynieniu, tylko na zaniechaniu.
Pewnego dnia rzekł Nanda do niego:
— Żyjesz zupełnie jak mnich. Dlaczego tedy nie wstępujesz do zakonu Wzniosłego? Żyjesz wygodniej.
Kosija odparł z uśmiechem:
— Ponieważ posiadam dobry apetyt, przeto nie wstępuję do zakonu Wzniosłego. Żołądek mój wymaga koniecznie wieczerzy. Tymczasem mnichom buddhyjskim nie wolno już nic jeść po obiedzie. Nadto — dodał — jestem próżny. Nie znoszę golonych głów.
Istotnie posiadał włosy pełne i długie, a przytem tak miękkie i połyskujące, jak może nikt inny w całem Kolombo. Włosy swe nosił starym zwyczajem wysoko podczesane, zatykając w nie płaski grzebień z żółwiny.
— Taki bowiem — mówił — jest zwyczaj naszych ojców, który tylko z konieczności należy zaniedbywać.
Zresztą był silnym i rosłym człowiekiem, posiadał regularne rysy i mógł wtedy zaczynać dopiero trzydziesty rok życia.
Niezawsze żył w osamotnieniu; poprzednie lata bowiem spędził jak wszyscy młodzi ludzie, doznając nawet przygód miłosnych. Pe-
Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/81
Wygląd
Ta strona została skorygowana.