Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wtedy kobieta podniosła się na łożu i zaczęła mówić:.
— Człowieku, tyranja tego Thibaua jest wprawdzie straszną, ale panuje tylko w tym nieszczęsnym kraju, i w Rangunie możemy jej uniknąć. Ale tyranja miłości jest straszniejszą od tyranji Thibaua, a panuje w całym świecie. Nie można uciec od niej przez zmianę miejsca, Wiem obecnie, że wszystkie cierpienia świata tego biorą swe źródło w miłości. Człowieku, czyżeśmy oboje dosyć się nie nacierpieli? Czyżby nie była dla nas pora wyrzec się miłości raz na zawsze, raz na zawsze od niej się odwrócić. Czyż nędzny sługa ma nas, bogatych, zawstydzać, nas, którzyśmy wszystkiego użyli? Człowieku, powstań, pora nadeszła!
Wtedy on zaczął:
— Żono, masz słuszność. Straszniejszą od tyranji Thibaua, jest tyranja miłości. Jeżeli ta godzina nie uwolni nas od tej największej niedoli, wiecznie będziemy jęczeli w jej więzach. Któżby był taki głupi, aby za cenę najwyższej roskoszy najwyższą zjednywać sobie boleść. Widzę jasno, jak złym jest to postępowanie. Wyjaśnia mi się w umyśle. Żono, widzę dobrze. Godzina wybiła! Tak, powstańmy. Słuchaj! Oto