Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tam białą dagobę? Jesteśmy już blizko celu. Czy masz pani list w pogotowiu?
Teraz otworzyła ponownie usta i rzekła:
— Listu nie dostaniesz. Człowieku, moja wina jest tak ogromną, że roskosz sprawia mi oskarżenie się. I gdyby tam na brzegu szła jakakolwiek istota ludzka, musiałabym do niej swą winę wywołać. Roskosz sprawia mi grzebanie się we własnej winie, a pokazywanie jej światu na znak pojednania działa jak krople na moje gorejące serce! Słuchaj! List ten dan mi z taką oto wskazówką: Kto go tam odda, ten musi zamiast twego małżonka zginąć od topora. Że ciebie teraz ratuję, zamiast siebie, to nic; ponieważ jesteś szubrawcem, zasługującym na śmierć. Że siebie obecnie poświęcam, zamiast ciebie, to także nic; śmierć bowiem jest dla mnie roskoszą. Ale że się poniżam do rozmawiania z tobą i do oświadczenia: „Oto tak się rzecz ma“, to zmniejsza może choć cząstkę mojej winy.
Tymczasem łódź wpadła silnem uderzeniem na brzeg.
Sługa wyskoczył, a za nim kobieta, która szaty wysoko podwiązawszy, szybko biedz zaczęła. Na wschodzie strzelały już złociste i purpurowe snopy. Przed nimi znajdowało się miejsce w odległości jakichś dwuch tysięcy kroków.