Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Moung Dammo chciał dziękować. Towarzysz nie dopuścił atoli do tego.
— Dajmy temu pokój! Dajmy temu pokój! Obecnie muszę pana kazać zamknąć w celi. Ale bądź pan dobrej myśli. Jutro rano znajdziesz się pan znowu w domu.
Moung Dammo usiadł jakby bez czucia w ciemnej celi. Myśli jego błąkały się bezładnie. Żona i dziecko znajdowały się też wśród tych myśli, ale nic nie mógł wymyślić, niczego nie zdołał sobie jasno przedstawić. Pomyślał sobie również: Czy w tej ciemnej celi niema przypadkiem szczurów, wężów lub innych podobnych gadzin? Do tego rodzaju tworów miał zawsze nieokreślony wstręt.
Nagle zdawało mu się, że jak gdyby znowu ujrzał obok siebie staruszka na stopniach pagody. Wydawał się obecnie, jak czaszka, pozbawiony mięsa i wyszczerzający zęby.
Mimochcąc spojrzał Moung Dammo na bok w otaczające go ciemności. Jakby biała mgła przesunęła się po jego przedrażnionym nerwie wzrokowym. Przymknął oczy i zwiesił głowę głęboko na piersiach.
Teraz przypomniał sobie znowu to wszystko, co stary powiedział. Jak dziwnie! Sam nie wiedział, czy o szystko wogóle słyszał, a