Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

byłbym musiał zaniechać swego własnego zbawienia. Czyż byłoby rzeczą słuszną zaniedbać siebie samego na to, aby tylko żonę i dziecko w dostatku utrzymać? — Kto jednakże ma już żonę i dziecko, musi się o nie troszczyć.
Moung Dammo jęknął. Myśli jego przygniatały go jak kamienie. Nie wiedział, w jaki sposób się od nich uwolnić. Nie myślał już prawie o tem, poco tutaj siedział. Nagle spadło mu coś na kolana. Żachnął się przerażony. Była to jakaś miedziana moneta. Spojrzał na dawczynią i zobaczył jakąś wytworną damę, wydzielającą jałmużnę wszystkim na stopniach siedzącym żebrakom.
Przez głowę przebiegła mu myśl: „Przemów do niej, a ona ci nie odmówi.“ Ale niepokonany wstręt zamknął mu usta.
— Jakże trudną jest żebranina — pomyślał, i dodał: — Trudną, ponieważ się jej nie wyuczyłem.
Postanowił przemówić do damy, gdy będzie wracała.
Czekał przeszło godzinę. Lecz ona nie zjawiała się. Nakoniec powstał i udał się na platformę, na której klęczą modlący się. Tam już jej nie było. Opuściła pagodę innemi schoda-