Przejdź do zawartości

Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bie nawzajem, gdy pierwotnie często się z sobą spierały. Zaczęły także wyśpiewywać zdumiewające melodje, gdy z początku krakały tylko ochryple. Gautama stał cały dzień, patrząc i przysłuchując się.
Kiedy nakoniec nastał dzień, w którem ostatnie czarne pióro zniknęło, Gautama pomyślał:
— Przyszedłem tutaj poto wprawdzie, aby śmierć pokonać. Ale pocóż mam z tej racji pozbawiać życia te istoty. Czyż nie byłoby lepiej gdybym stał się zupełnie obojętnym? Czyż nie byłoby lepiej, gdybym życie brał jak śmierć, a śmierć — jak życie? O co mam walczyć? Nie chce mi się już wcale chcieć.
Podszedł tedy i otworzył klatkę. Trzy gołębie wyfrunęły, otoczyły go trzykrotnie i wzniosły się potem prostopadle w górę, aż zmalały do wielkości błyszczących punkcików, a nawet jeszcze wyżej, aż nakoniec zupełnie zniknęły w eterze.
Wtedy pomyślał sobie Gautama:
— Pójdę do starca z góry i opowiem mu wszystko.
Gdy jednakże przyszedł do tego miejsca, nie było tam już wcale starca z góry, ale za to widniało ciche jezioro, rozciągające się jak kry-