Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

On wszakże odparł na to:
— Moja droga idzie tędy.
Towarzysze pomyśleli:
— Niechaj idzie. Cóż nas to obchodzi? On jest poprostu głupcem.
Gdy tedy Gautama tak zupełnie sam szedł dalej, znalazł się niebawem w okolicy, której nigdy przedtem nie widział.
— Jakim porządkiem to się dzieje? — pomyślał. — Znam tu wszystko dokoła, a jednakże tej miejscowości nigdy jeszcze nie widziałem.
Zdawało mu się nawet, jakoby tutaj słońce inne światło rzucało niżeli gdzieindziej. Ale żwawo szedł ciągle naprzód i ciągle ku wschodowi.
Gdy zaczął zbliżać się wieczór, znalazł się w całkowitej pustce, która się jak chusta rozciągała, przed nim zaś posuwał się cicho, ale w w ogromnej wielkości jego własny cień.
Gdy Gautama tę straszną pustkę i ten długi cień przed sobą ujrzał, pomyślał sobie:
— Cóż mi po tem życiu, jeżeli śmierci nie zdołam przekonać? Chciwość złota pokonałem Chciwość sławy pokonałem. Miłość do kobiety pokonałem. Ale cóż mi po tem wszystkiem, jeżeli śmierci nie zdołam pokonać?..