Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciebie uczciwy, kiedy ty, przeciwnie, postępowałeś wobec mnie zupełnie uczciwie, ufając w całości mojej dla siebie przyjaźni. Powinienem był udzielić ci tej swojej ukrytej myśli. W ten sposób jestem wszystkiemu winien, w ten sposób jestem złoczyńcą, i mnie to spotyka sprawiedliwa kara. Chętnie też biorę wszystko na siebie, gdybym jeno wiedział, że wskutek mego szelmowskiego figla w stosunku waszym nic się nie popsuło. Gdyby coś podobnego nastąpiło, to nie wiedziałbym, Nando. jak to przeżyć. Nando, jeżeli byłem dla ciebie kiedy czemkolwiek, to zechciej mi raz jeszcze uwierzyć: ona jest najszlachetniejszą, najrozumniejszą, najpobożniejszą i najwierniejszą ze wszystkich kobiet. Oto ostatni okrzyk, który w świat wypuszczam. Obecnie pragnę, aby serce moje krwawiło tylko poza murami klasztornemi. Oto moja kara. Już nie zobaczysz mnie inaczej, jak w żółtych sukniach zakonnych i z ogoloną głową (przeklęta próżność!).
Powiadasz sobie: „Cóż-to za kara? Już oddawna prowadzisz życie mnicha?“ — Karą jest to, Nando, że do ciszy klasztornej zabieram z sobą światowe serce, i że bez żadnej nadziei zaczynam walkę z namiętnością. A jednakże mimo wszystko żyje coś we mnie, co mi każę dalej walczyć. Zawsze jeszcze posiadam poczucie nieza-