Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ła. Czułem, jak moje serce do mej przylgnęło i stałem przed nią jak zbrodniarz. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się taki biedny i szczęśliwy zarazem. Powiedziałem jakichś kilka niesmacznych słów, za które byłbym się sam chętnie wychłostał. Nie ulega wątpliwości, że utrata wewnętrznej pewności jest daleko większą stratą dla mężczyzny, niżeli dla kobiety, ponieważ tej ostatniej bezsilność tylko nowego wdzięku może dostarczyć; mężczyznę czyni to jedynie śmiesznym albo pogardy godnym.

Prosiłem ją, aby mi pozwoliła przyjść znowu[1]. Przystała na to w sposób zupełnie prosty. Odtąd też zacząłem ją znowu częściej widywać. Ona była zawsze spokojna i pełna godności. Ja — przeciwnie — zachowywałem się jak chłopiec, jak głupiec. Odzywałem się w niewłaściwem miejscu i milczałem w niewłaściwej chwili, a słowa moje, zarówno jak i moje milczenie, mówiły jedno tylko: Kocham cię! Jakże się wstydziłem tej bezwstydnej otwartości! Ale najgorszem ze wszystkiego było to, że moja poprzednia zuchwała pewność jej względem siebie miłości wobec jej obecnego zachowania się zaczęła się chwiać coraz bardziej. Cała moja zarozumiałość gdzieś się podziała. Dzień po dniu byłem ofiarą tych bolesnych uczuć. Narzekałem

  1. Przypis własny Wikiźródeł Naprawiono błąd składu: w wydruku początek tego akapitu wstawiony był w środek poprzedniego akapitu.