Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kosija do Nandy:

Kolombo, 24 listopada.

Mój Nando — przyjacielem nie mogę cię już więcej nazywać — mój los doścignął mię. Piszę to, ponieważ członki moje ze starego przyzwyczajenia pełnią swą służbę; ale wewnętrznie jestem, jak rozbity, jak człowiek pod kołem przeznaczenia zmiażdżony. Moja głupota i moja zarozumiałość winne wzsystkiemu.
Trzeci miesiąc jeszcze się nie skończył, a mimo to gra doszła już do końca. Przebieg jej był zaś następujący: skoro jej dzień po dniu nie mogłem oglądać, zacząłem się niecierpliwić. Wyobraźnia moja zaczęła pracować. Sądziłem, że unika mię z powodu, iż zaczęła się jej miłość ku mnie. Jakiż ze mnie zarozumialec! Nakoniec zacząłem tedy pilnować domu. A gdy pewnego dnia zauważyłem, że Tamil poszedł na rynek, zapukałem. Sama mi otworzyła. Wiedziałem przecie, że musi sama otworzyć. W chwili, w której wzrok jej padł na mnie, poczułem, że los mój został rozstrzygnięty nazawsze. Szczególniejszy połysk odbijał z jej oczu, jakiego zresztą nigdy u niej nie widziałem. Zdawało mi się, że jest nieco chudsza. Widocznie cierpia-