Strona:Pascal - Prowincjałki.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Patrz w Sumie, str. 213 i 214 szóstego wydania: Czy służący nie zadowoleni z płacy mogą ją sobie sami pomnożyć, przywłaszczając sobie z majątku pana tyle ile uważają za właściwe aby wyrównać cenę swego trudu? Mogą w niektórych okolicznościach, jeżeli np. szukając miejsca są tak biedni iż mus im jest przyjąć to co im dają, inni zaś słudzy na podobnem stanowisku zarabiają gdzieindziej więcej.
— To właśnie, mój Ojcze, zdarzyło się Janowi Albie.
— Co to za Jan Alba, spytał Ojciec; o czem ty mówisz?
— Jakto, Ojcze, nie pamiętasz już tego co zaszło w tem mieście w r. 1647? Gdzieżeś ty bawił wtedy?
— Wykładałem, odparł, problematy sumienia w naszem kolegium dość daleko od Paryża.
— Widzę tedy, mój Ojcze, że nie znasz tej historyi, muszę ci ją opowiedzieć. Słyszałem ją niedawno z ust wiarygodnej osoby. Ów Jan Alba służył za korektora u waszych Ojców z kolegium klermonckiem przy ulicy św. Jakóba; niezadowolony z płacy, ściągnął coś aby ją sobie poprawić; zaczem Ojcowie kazali go uwięzić oskarżając o kradzież domową. Proces odbył się w Châtelet 6 kwietnia 1647, o ile dobrze pamiętam; opowiadający przytoczył bowiem wszystkie szczegóły, inaczej trudno byłoby uwierzyć. Nieszczęśnik ten, badany, wyznał iż wziął w kolegium parę cynowych półmisków; że ich wszelako nie ukradł; i na usprawiedliwienie przytoczył