Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czy wobec tego jest dziwnym, że bardzo wielu lekarzy nie chce udzielać pomocy poszkodowanym w bójkach i odsyła ich od Annasza do Kajfasza.
Przecież wiadomo — że udzielenie pomocy pobitemu w bójce grozi wezwaniem na rozprawę, a więc wydaniem kilkudziesięciu złotych. A przy dzisiejszych zarobkach rzadko który lekarz może sobie pozwolić na zbytek wydania kilkudziesięciu złotych, za co mu nawet nikt nie powie „Bóg zapłać“, a nawet wręcz przeciwnie — przez swe zeznania, jak to poprzednio opowiadałem — narobi sobie lekarz tylko wrogów i utraci klientelę.


Spojrzenie w przeszłość.

Za parę tygodni zacznie się dwunasty rok mej pracy na terenie Barcina. — Sprowadziłem się wówczas do miasta jako dwudziestokilkoletni młodzieniec, pełen entuzjazmu i zamiarów. Gorzej było ze stroną materialną — całym moim kapitałem było więcej niż prymitywne urządzenie gabinetu i jednego pokoju. Lecz długi przerastały i tak znacznie wartość wszystkich „aktywów“.
Mimo nienajlepszego położenia materialnego, nigdy mi na myśl nie przyszło, aby uważać mój zawód lekarza jedynie jako środek do zdobywania pieniędzy. Przeciwnie — od pierwszej chwili praktyki lekarskiej — po dziś zresztą dzień — uważałem i uważam, że lekarz winien traktować swą pracę zawodową jako szczytną służbę dla kraju i cierpiących bliźnich.
Likwidowanie honorarium lekarskiego jest dla mnie nie szczytowym punktem najwyższego zadowolenia w moim stosunku do pacjenta, lecz wręcz przeciwnie — jest momentem bezwzględnie najkłopotliwszym i może najnieprzyjemniejszym. Praca lekarza jest szczytną i honorową służbą, mającą w sobie bardzo wiele cech kapłańskich.
Zresztą rozumiano to już dwa tysiące lat przed nami, uważając, iż „divinum est dolorem sedere“ — „boską rzeczą jest potrafić uśmierzać bóle“. I podobnie jak kapłan nie powinien wystawiać rachunków za usługi religijne, tak też, uważać należy, iż likwidowanie honorariów lekarskich jest złym koniecznym, które może zastąpione kiedyś zostanie inną formą zabezpieczenia lekarzom bytu i przyszłości.
Dziś, niestety musi lekarz na pytanie chorego „ile jestem winien Panu Doktorowi“ — odpowiedzieć niższą lub wyższą cyfrą złotych. Lecz gdy cyfrę tę wymieniam — muszę rumienić się ze wstydu, że za moją służbę samarytańską każę sobie płacić mamoną. Wstydzić się muszę podwójnie — po pierwsze przed pacjentem, lecz dużo gorszym jest wstyd przed samym sobą. Przecież lecząc chorego — ratując mu najwyższe jego dobro — zdrowie i życie — spełniam szczytną służbę, wznoszący mnie na szczyty społeczeństwa.
Lecz oto zjawia się fatalne pytanie „ile płacę Panu Doktorowi i w jednej chwili z piedestału kapłańskiego zostaję strącony do poziomu