Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kując przez gardło, usadawia się w krtani, wywołując bardzo niebezpieczny krup krtani.
Za wymiotami, które są przecież u niemowlęcia zjawiskiem częstym i nie wywołującym zaniepokojenia oraz za krótkimi atakami bólu, szybko ustępującymi, może się kryć niebezpieczne wgłobienie jelit, które nierozpoznane w początkach i nie leczone operatywnie prowadzi niechybnie do śmierci.
Przykłady te możnaby mnożyć bez końca — jasnym jednak jest, że tylko doświadczony lekarz potrafi odróżnić chorobę ciężką, wymagającą natychmiastowego leczenia od błahej, w której wystarczy uspokojenie chorego lub lekceważące machnięcie ręką. Laik tego rozróżnienia uczynić nie potrafi i w zasadzie zupełnie słusznym jest by udał się do lekarza dowiedzieć się, czy dolegliwość na którą zwrócił uwagę, nie przedstawia się groźnie dla jego zdrowia.
Czy były i czy są jeszcze nadużycia w korzystaniu ze świadczeń Ubezpieczalni?
Niewątpliwie były. W zaraniu Kas Chorych masy oszołomione poprostu możnością leczenia się i bezpłatnymi świadczeniami, rzuciły się do leczenia, nadużywały świadczeń, chcąc sobie jakby powetować niemożność leczenia się dawniej.
Dochodziło do zabawnych scen: ubezpieczeni i członkowie rodzin chodzili do „Kasy“ jak na rynek zaopatrywać się w „produkty“, które, choć chwilowo zbędne, mogą się kiedyś przydać. Wystarczyło, by przy sąsiedzkiej pogawędce jeden ubezpieczony pochwalił przed drugim jakąś tubkę z maścią lub lekarstwo, „to takie czarne, mocne“, a już sąsiad biegł do „Kasy“ zaopatrzyć się w te cudowne środki.
W przychodniach był kolosalny ruch: ubezpieczony, a jeszcze więcej członkowie rodzin odwiedzali jednego lekarza po drugim, na skutek zapisanego lekarstwa nie chcieli dłużej czekać jak godzin, a w ciągu tego czasu nie następowała poprawa w ich zdrowiu, złorzeczyli lekarzowi, wyrzucili lekarstwo i szukali szczęścia u drugiego lekarza.
Gdy ktoś obłożnie zachorował mógł w tym samym dniu mieć lekarza, który zwykle objeżdżał ulice, w których chory mieszkał, za dwie godziny mógł mieć lekarza z pogotowia, gdy zgłaszał wizytę „nagłą“, nagłości której nikt nie kontrolował, mógł wreszcie wieczorem prosić lekarza dyżurnego nocnego.
Każdy zapisywał lekarstwa, aby jak najrychlej ulżyć choremu, a w rezultacie nagromadziły się całe masy lekarstw, których zużycie naraz mogło doprowadzić do ciężkiej choroby.
Były więc nadużycia już to z braku uświadomienia, co może dać porada lekarska, kiedy może zacząć działać lekarstwo, jaki jest przebieg najczęstszych chorób — już to z braku lojalnego stosunku do ubezpieczeń społecznych, które uważano nie jako potężnego sojusznika w walce z wypadkami losu, ale jako coś obcego, narzuconego z zewnątrz, które nale-