Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzinę na jednego franka okrada. I wstawał, myśląc, że prędzej czy później ojciec jego w nocy się obudzi i zejdzie go niespodzianie, lub też że prawdę wykryje przypadkiem, przeliczywszy kiedyś po pracy opaski, i że wówczas wszystko się skończy samo przez się, bez pomocy jego wyznania, którego nie miał siły uczynić. I pracował jak dawniej. Ale pewnego wieczora, przy obiedzie, ojciec wyrzekł słowo, które miało się stać rozstrzygającem dla chłopca. Matka, popatrzywszy na niego i widząc, że, jak się jej zdało, jest bardziéj blady i zmieniony niż zwykle, powiedziała:
— Julku, tyś chory! — A potém, zwracając się do ojca, dodała z niepokojem: — Julek chory. Patrz, jaki blady! Moje ty dziecko, co tobie?
Ojciec ledwie nań spojrzał i, zwracając oczy w inną stronę, rzekł:
— Nieczyste sumienie psuje i zdrowie. Nie tak on wyglądał, kiedy był pilnym uczniem i dobrym synem.
— Ależ on chory naprawdę! — zawołała matka.
— Nic to mnie już nie obchodzi! — odpowiedział ojciec.
Na te słowa jakby kto nożem pchnął w serce biednego chłopczyny. Ach! to już ojca nic nie obchodziło! Tego ojca, co drżał niegdyś cały, gdy