Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Brygadyer popatrzył nań i powiedział:
— Możecie pozostać.
— A co? nie mówiłem? — zawołał Koretti, tryumfując. — Czarodziejski to wyraz: z czwartego czterdziestego dziewiątego! Czy to nie miałbym prawa spokojnie, niepotrącany, przyjrzeć mu się trochę, temu memu generałowi, ja, com służył w jego czworoboku? Jeżelim go widział zblizka wówczas, zdaje mi się słuszném, abym i teraz popatrzył nań zblizka. I powiadam: generał! Był on moim dywizyonowym dowódcą przez dobre pół godziny, bo w téj chwili on to przecie dowodził dywizyą, będąc wśród nas, on, on sam, a nie jakiś tam major Ulrych, do stu piorunów!
Tymczasem widzieliśmy w salach poczekalnych i nazewnątrz wielki ruch wśród samych wojskowych i panów cywilnych z orderami i gwiazdami, a przede drzwiami ustawiały się w szereg powozy ze służbą w czerwonéj dworskiéj liberyi.
Koretti spytał swego ojca, czy téż dawniejszy książę a obecny król miał pałasz w ręku, kiedy był w czworoboku.
— Z pewnością, że go miał — odrzekł, — aby odbijać pchnięcia piki, które mogły być wymierzone zarówno przeciw niemu, jak i przeciw każdemu innemu. Ach, te czarty opętane! Wpadli na nas jak burza, jak gniew Boży. Kręcili się, uwijali wśród naszych czworoboków, wśród naszych oddziałów i armat, jakby wichrem porwani, łamiąc i mięszając szyki. Zamęt nieopisany, szwoleżerowie Aleksandryi, ułani z Foggia, piechota, piki-