Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którém spędzała nieboga całe dnie, a nieraz nawet całe noce, ponieważ duszność, tamująca często jéj oddech, nie dozwalała się jéj położyć.
Deszcz padał i bił o szyby wśród silnego wiatru; noc była niezmiernie ciemna. Ferruczio wrócił znużony, zabłocony, z kurtką podartą, z sińcem od kamienia na czole; zabawiał się w ciskanie kamyków z towarzyszami; a na dobitkę, grał i przegrał był wszystkie swoje soldy, oraz czapkę w jakimś rowie zostawił. Chociaż kuchnię, która zarazem była i salą jadalną, oświecała jedynie mała lampka olejna, stojąca na rogu stołu, obok krzesła z poręczami, jednak biedna babunia zaraz spostrzegła, w jak opłakanym stanie wrócił jéj wnuczek — i częścią odgadła, a częścią on sam jéj wyznał wszystko, co nabroił. Babka z całéj duszy kochała chłopaka. Kiedy się już dowiedziała o wszystkiém, zaczęła płakać.
— Ach, nie — rzekła po długiéj chwili milczenia, — nie kochasz ty swojéj biednéj babuni. Boga nie masz ty w sercu, że w taki sposób korzystasz z nieobecności rodziców, że tyle zgryzoty mi sprawiasz. Przez cały dzień zostawiłeś mnie samą! Ani odrobiny litości nade mną nie miałeś! Ale pamiętaj, Ferruczio! Tyś na złéj drodze, ta droga zaprowadzi cię do zguby. Widziałam ja niejednego, co tak jak ty zaczynał, a skończył