Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stępnego rana. Północ była niedaleko. Kobieta, która do posługi w dzień przychodziła, o zmierzchu odeszła.
W domu pozostali tylko: stara babunia ze sparaliżowanemi nogami i Ferruczio, chłopak trzynastoletni. Domek był mały, parterowy, położony przy gościńcu, o kilkaset kroków od wioski, nieopodal Forli, głównego miasta w Romanii, a w pobliżu nie było innych budowli, oprócz jednego niezamieszkałego domu, który przed dwoma miesiącami zniszczył pożar i na którym widniał jeszcze szyld zajazdu, czy jakiejś winiarni. Poza domem. był mały sad, otoczony żywopłotem, do którego wejście było z domu, przez nizkie, wązkie drzwi z korytarza; drzwi sklepu służyły zarazem za wejście do domu od ulicy.
Dokoła rozpościerała się samotna płaszczyzna, wielkie pola uprawne, obsadzone po miedzach morwowemi drzewami.
Północ była blizko, deszcz padał, wiatr dął gwałtownie. Ferruczio i babka jeszcze nie spali; siedzieli w jadalnym pokoju, który od sadu przedzielała wielka izba, pełna starych rupieci. Ferruczio wrócił do domu zaledwie o jedenastej, po kilkogodzinnej niebytności, i babunia oczekiwała na niego, nie kładąc się do łóżka, z niepokojem, przykuta do wielkiego krzesła z poręczami, na