Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i warkoczy, jakiś gwar świąteczny, jakaś uroczysta wesołość.
Teatr był cały przybrany w festony z czerwonego, białego i zielonego sukna. Na scenie po obu stronach były urządzone schodki; jedne na prawo, po których nagrodzeni mieli wchodzić na scenę, — drugie na lewo, po których mieli z niej schodzić po odebraniu nagrody. Na przodzie sceny stał szereg czerwonych foteli, a na poręczy środkowego zawieszone były dwa wieńce z wawrzynu; w głębi sceny ukazywało się wspaniałe trofeum z chorągwi; z jednéj strony stał stolik zielony, a na nim leżały wszystkie nagrody, przewiązane trójbarwnemi wstążkami. Muzyka mieściła się na parterze, tuż przy scenie; nauczycielki i nauczyciele napełniali całą połowę pierwszéj galeryi, która została wyłącznie dla nich przeznaczona; pierwsze rzędy krzeseł i ławki parteru były zapchane setkami chłopców, którzy mieli śpiewać i trzymali nuty w ręku. W głębi i wszędzie przechodzili nauczyciele i nauczycielki, ustawiając w szeregi nagrodzonych uczniów; wszędzie uwijali się ich rodzice, śpieszący raz jeszcze to włosy im poprawić, to krawat przewiązać. Zaledwiem wszedł z mymi rodzicami, siostrą i braciszkiem do loży, zaraz spostrzegłem w loży naprzeciwko nas nauczycielkę o czerwoném piórku, śmiejącą się jak zwykle, a więc z swemi ślicznemi dołkami na obu policzkach, a przy niéj nauczycielkę mego brata, i „murszeczkę,“ całkiem czarno, jak zawsze, ubraną, i moją kochaną nauczycielkę z pierwszéj wyższéj; ale ta była taka blada, bladziutka, biedaczka, i tak mocno kaszlała,