Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słuchali. A jednak większa ich część — jak powiedział dyrektor, — aby się nie spóźnić, nawet nie wstępowała do domu na wieczorny posiłek i była głodna. Małych jednak po półgodzinnéj lekcyi zaczynał sen morzyć, odganiali go jak mogli, lecz niejeden usypiał na dobre i nauczyciel go budził, łechcąc piórem po uchu. Ale dorośli nie spali bynajmniéj, — siedzieli, słuchając lekcyi uważnie, żaden ani mrugnął; a mnie tak się dziwnie zdawało widzieć wszystkich tych brodaczy w naszych ławkach.
Weszliśmy również na piętro, na górę, a ja pobiegłem do drzwi mojéj klasy i zobaczyłem na mojém miejscu człowieka z wielkiemi wąsami, z ręką obwiązaną, który ją może sobie skaleczył przy jakiéj maszynie, a pomimo to pisał, choć z trudnością, powoli, powoli. Ale co mi się podobało najbardziéj, to to, żem spostrzegł na miejscu murarczuka, właśnie na téj saméj ławce i w tym samym kąciku, jego ojca, tego murarza wielkiego jak olbrzym, który siedział tam skurczony i zgięty, bo mu było za ciasno, z brodą podpartą dłonią, z oczami na książce, cały zatopiony w nauce. I nie był to wcale traf żaden, gdyż zaraz pierwszego wieczora, przyszedłszy do szkoły, ów murarz powiedział do dyrektora:
— Panie dyrektorze, niech mi pan zrobi tę przyjemność i pozwoli siedzieć na miejscu „mego zajęczego pyszczka“ — bo tak zawsze nazywa swego synala od téj jego śmiesznéj minki.
Mój ojciec zabawił tam ze mną aż do końca lekcyi, a wyszedłszy na ulicę, zobaczyliśmy wiele