Strona:Pamiętnik Literacki. Rocznik XXVII (1930) Niedrukowany rozdział Opisu obyczajów Kitowicza.djvu/04

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

większej liczby. Po śmierci Bonkowskiego i Szembeka nikt już wiecej nie kłócił się z dyssydentami, tylko jeden Kryski szlachcic z ziemi Wieluńskiej, który na proces z kalwinami o krypel w Krysku wsi jego dziedzicznej całe życie toczony stracił także substancją jak i Bonkowski, dzieci swoje w ubóstwie zostawiwszy. Coraz bardziej pod panowaniem Augusta III wzmagała się w Polszcze luterja i kalwinizm. Przy dworze królewskim najwięcej było lutrów jako Sasów u króla Sasa. Panowie wielcy najwięcej podobali sobie w służących dyssydentach, iż ci ludzie, chcąc się utrzymać i dorobić chleba w obcym kraju, sprawowali się skromniej, trzeźwiej i z większą aplikacją niż Polacy. Biskupi nawet i prałaci, porzuciwszy dawniejsze szkrupuły, mieścili w usługach swoich dyssydentów. A tak te wiarki, nie mając z niskąd wstrętu, owszem miłe u pierwszych osób przytulenie, cisnęli się jak mogli do Polski i rozmnażali.
6-ta wiara mahometańska, ta zaś gniazdo swoje ma w Litwie, wprowadzona od Witolda książęcia litewskiego, który kilkadziesiąt familij tatarskich sprowadził z półwyspu Krymskiego i tam ich osadził, nadawszy niektóre grunta dziedzicznem prawem, które do dziś dnia posiadają.
7-dma schizmatycka grecka; ta się znajdowała pod panowaniem Augusta III na Podlasiu w Drohiczynie w dobrach słuckich książąt Radziwiłłów, w Litwie i na Rusi po wielu miejscach. 8-sma Filipowców; ta się znajduje na Rusi tylko i w małej liczbie, ma to być jeden gatunek z kwakrami, o których zaraz. 9-ta manistów albo kwakrów, którzy się ulokowali około Gdańska i w samym Gdańsku.
10-ta farmasonów czyli freymasonów, jeżeli się ta kompanja wiarą nazwać może, bo pospolicie ci, co są farmazonami, powiadają, że ta ich kompanja nic do wiary nie należy, tylko jest jak konfraternja; przyjmują do niej wszelkiej wiary ludzi, rozmaitych stanów, nawet i duchownych, którzy mają przymioty od tej wiary czyli konfraternji przepisane; ale tak przymioty osób jako też powinności konfraternji chowają pod wielkim sekretem, którego do tych czas nie docieczono, choć na to w różnych państwach surowe urzędowe bywały inkwizycje. Franmasonowie mają między sobą jakieś niedościgłe znaki, po których jeden drugiego pozna, choć do siebie słowa o tem, że są farmazonami, nie przemówią; i kto trzeci nie farmazon będzie między nimi, tego znaku wcale nie postrzeże. Do Polski tę sektę czyli konfraternję przywiózł z Paryża Andrzej Mokronowski, który umarł wojewodą mazowieckim. Gdy się ta sekta rozeszła między pany po Warszawie a żaden z tych sektarzów nie chciał się do niej zrazu przyznać, konsystorz warszawski, nie mając, komu by mógł proces formować i nie wiedząc o co, wydał tylko rozkaz do duchowieństwa, ażeby prawowiernych przestrzegało z ambon o pojawiającej się nowej sekcie, aby się jej strzegli, która musi być zła, gdy się na jaw nie chce wydać, bo, co dobrego, światła nie unika. To wołanie po ambonach uczyniwszy zwierzchność duchowna podług swojej troskliwości pasterskiej o owieczki prawo-