Strona:Pamiętnik Adama w raju.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A może mnie już zapomniał?.. — myślała, nie decydując się przycisnąć dzwonka.. I zresztą, jak ja wejdę do niego w takim ubraniu? Jak jaka żebraczka albo podupadła mieszczka. Wreszcie zadzwoniła bardzo słabo.
Za drzwiami rozległy się kroki: ukazał się lokaj.
— Pan doktór w domu? — spytała.
Byłoby teraz dla niej prawdziwą przyjemnością, gdyby lokaj odparł „niema”, ale ten zamiast spowiedzi, wpuścił ją do przedpokoju i zdjął z niej paltocik. Przedpokój wydał jej się luksusowo urządzonym, a w tej wspaniałości przedewszystkiem rzuciło się jej w oczy wielkie zwierciadło, w którem ujrzała jakąś oberwanicę bez kapelusza, bez modnej salonki i bez pantofelków bronzowego koloru. I nie zdziwiła się wcale, że teraz, gdy jest biednie ubraną i podobną do szwaczki czy praczki — w duszy jej zrodził się wstyd, że pierzchła gdzieś czelność, odwaga i że nie czuje się naraz „rozkoszną Wandą”, ale tą dawną Nastką Postronek...
— Proszę panią, — rzekła pokojówka, wprowadzając ją do gabinetu. — Pan doktór zaraz przyjdzie... Pani będzie łaskawa usiąść.
Wanda opuściła się na miękkie krzesło.
— Odrazu powiem: „Daj pan pieniędzy!“ — myślała. To będzie najwłaściwsze, tembardziej, że przecież znamy się dobrze. Tylko ot, żeby ta pokojówka stąd wyszła. Przy pokojówce jakoś niewypada... I czego ona tu sterczy?..
Nie upłynęło nawet pięciu minut, gdy otwarły się

43