Strona:Pablo Domenich.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

groźby pełnym akordem, jakby rozbrzmiewało w nim jeszcze echo tych dział, co nad nim ryczały, jakby śpiżowe ich piersi grały także hymnem zemsty!
Zorza świtać nareszcie poczęła, chłodna jakaś i blada. Pablo podniósł oczy w niebo. Gorycz miał na ustach, w oczach dziki jakiś, groźny malował się smutek: taką Nemezys bywać musi, gdy skrzydłem muska w przelocie ziemię zbrodniami obciążoną i karcić leci tych, którzy się bezpiecznymi być sądzili....
Szukać zaczął krzyża, przed którym klęczał tak długo, i nie znalazłszy go, ukląkł przed drugim, na którym wisiał zwiędły, wodą cieknący wieniec i wołał:
— O, Jezu najsłodszy! Przebacz nieszczęsnemu grzesznikowi, który mnie uderzył, i drugiemu nieszczęsnemu grzesznikowi, który pohańbienia swego znieść nie mógł.
W téjże chwili rozwarły się obłoki i wysoko kędyś w górze oblały się szkarłatem, jak góry w płomieniu stojące.
Słońce wschodziło.

.....................

Niedzielna parada: wojsko stoi uszykowane.
Generał Don Fernando ze świetnym swoim sztabem przybywa na galopem pędzących koniach. Tymiany, jeszcze od deszczu wilgotne, silną zieją wonią z pod kopyt depcących je koni. Na niebie, jak popiół szarém, wolno sunące chmury coraz wyżéj się wznoszą, jak dymów armatnich obłoki. Drzewa otrząsają deszcz z siebie, a w rozmiękłéj ziemi grzęzną kopyta koni.
Rozradowany, przegląda generał swoje pułki, salutuje je, woła:
— Dzień dobry wam, dzieci!
Na co odpowiada mu wojsko grzmiącym okrzykiem:
— Niech żyje generał!
On im się przygląda z zadowoleniem, przyczém spostrzega ze zdziwieniem, że Pablo niezwykle jest ponury, ale w chwilę potém zapomina o tém zupełnie. Za generałem suną pułkownicy, adjutanci, doktorzy... Pablo stoi w szeregu i prezentuje broń.
Nikt nie uważa, jak zgłodniałém spojrzeniem pożera Don