Strona:Pablo Domenich.djvu/003

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Generał Don Fernando de Ybarreta, przybywający szosą od Santander na odsiecz oblężonemu przez karlistów Bilbao, zatrzymać się musiał w lesistéj dolinie Samorostro, bo pagórki San Pedro Abanto, silnie oszańcowane, tworzyły łańcuch do przebycia niepodobny.
Dzisiaj-to właśnie zdobywać miano te pagórki, z których sto paszcz armatnich śmiercią ziało.
Don Fernando z całym sztabem swoim zajął dworek folwarczny, w którego oknach, cegłami zamurowanych, pozostawiono wązkie strzelnice. Cała frontowa ściana domu podziurawiona już była od kul, jak grad gęsto padających.
Wojsko odważnie nacierało, żywym jednak ogniem powitane, zatrzymało się na chwilę wahające.
Senores! — rzekł generał, — źle nam idzie! Dziatwa robi, co może, ale pada icb tylu, że w końcu stracą odwagę. Trzeba im dodać ducha! pójdę ja tam do nich na chwilę, a czyja wola, proszę z sobą!
Poczém, zbliżywszy się do młodego Francuza, który się do sztabu przyłączył:
— Pan tu zostaniesz, — półgłosem szepnął mu po francuzku.
Rumieniec, po same czoło sięgający, okrył twarz młodego człowieka.
— Rozumiem.... rozumiem, — z uśmiéchem odezwał się generał. — Jesteś pan Francuz i znajdujesz się pomiędzy Hisz-