Strona:Paź Królowej.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 11 —

wycieczkę, nie miała siostry, towarzystwo więc braci było dla niej bardzo pożądane, choć więc nie podzielała ich zapału w krzywdzeniu istotek, na ozdobę świata stworzonych, to jednak wybrała się z nimi.
Podniósłszy ostrożnie pokrywę pudełka zauważyła ruch we wnętrzu i boleść ścisnęła jej serduszko.
— Biedactwa! — szepnęła ze współczuciem, — przeczuwają los swój niechybnie, czemuż ratować ich nie jestem w stanie?
— Zbychu, — zwróciła się do najstarszego braciszka — czy chcesz koniecznie mieć tę kolekcję motylą? Pomyśl, jak to niegodnie męczyć takie bezsilne stworzonka... toć to wstyd znęcać się nad słabszym!.. I w oczach panienki łza zabłysła.
— Babskie gadanie! — wykrzyknął ze śmiechem gimnazista, — nauka przedewszystkiem! Dla nauki wszystkich męczyć się godzi!
Wiedza tego wymaga, moja ty lito-