Strona:PL Zygmunt Gloger - Trzej rycerze.djvu/05

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Swiecił księżyc z wieczora,
W modrej srebrzył się fali,
Stromym brzegiem jeziora,
Trzej rycerze jechali.

Pewnie jadą, z wyprawy,
Gdy zakuci w zbroicach,
A zwycięzkie ich sprawy,
Bo wesołość w ich licach.
Duch ich mężny prowadzi,
Dzielne widać junaki,
Będą w domu im radzi,
Bo parskają rumaki.
Tak wśród ciszy jechali,
Gdy się nagle wstrzymali,
I do siebie krzyknęli:
— Patrz! patrz! wodą niesiony,
Wieniec płynie zielony,
Po jeziora topieli.
Czy dziewczęta tu były?
Może drobne ich dłonie
Wieniec w nurty rzuciły.
— Chybaś bracie źle zoczył,
Rzeknie drugi — tam tonie
W miasto wieńca, dziewica,
Cudnej krasy ma lica,