Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och! przypomniało mi się — odezwał się Macqueron, korzystając z chwili, w której golarz obcierał mu o plecy zamydloną brzytwę, — przed samą właśnie mszą pan Hourdequin mówił ze mną o tej drodze... Trzebaby raz wreszcie zgodzić się na coś.
Chodziło to o przeprowadzenie bitej drogi z Rognes do Châteaudun, która miała skrócić odległość przeszło o dwie mile, bo obecnie trzeba było objeżdżać przez Cloyes. Mieszkańcom wioski zależało wiele na przeprowadzeniu nowej drogi, a mer chcąc zjednać członków zarządu gminy, rachował na wpł w swego pomocnika, który osobiście zyskiwał na pomyślnem rozstrzygnięciu kwestyi. Trzeba było połączyć drogę z gościńcem na dole, co ułatwiało wozom przystęp do kościoła, do którego obecnie prowadziła wązka ścieżka, pnąca się stromo pod górę. Otóż według wytkniętego planu, droga miała iść wzdłuż ciasnej uliczki pomiędzy obiema karczmami a wskutek rozszerzenia uliczki i złagodzenia spadku, wartość gruntów Macquerona wzrosłaby w dziesięćnasób.
— Tak — ciągnął dalej — zdaje się, że rząd chce, abyśmy sami coś uchwalili, zanim nam przyjdzie z pomocą. Cóż ty na to?
Lengaigne, który należał również do członków zarządu, ale nie posiadał ani zagona własnego gruntu, odparł z gniewem: