Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Spieszcie się! spieszcie się! — wołał ksiądz na chłopców, zwijających się po zakrystyi.
I spocony, zasapany jeszcze wszedł do kościoła z kielichem w rękę i rozpoczął mszę, do której usługiwali mu obaj chłopcy, spoglądający na siebie ukradkiem z figlarnym uśmiechem.
Kościół składał się z jednej tylko nawy; z okrągłego sklepienia, opadał tynk, skutkiem skąpstwa gminy, która odmawiała wszelkiej zapomogi; strugi deszczu przeciekały przez połamany łupek, dach pokrywający; na ścianach widać było wielkie plamy, zdradzające, te drewniane wiązania oddawna już gnić zaczęły a na chórze, oddzielonym kratą, zielonawa pleśń pokrywała freski i przecinała na dwoje oblicze Ojca przedwiecznego, otoczonego wieńcem uwielbiających go aniołów.
Gdy kapłan obrócił się do wiernych ze słowami błogosławieństwa, ochłonął nieco z gniewu, ujrzawszy więcej ludzi w kościele: przybył jeszcze mer, członkowie zarządu gminy, stary Fouan i kowal, który zwykle grywał na trąbie podczas mszy śpiewanych. Koło samego ołtarza stał Lequeu, z miną uroczystą i pełną godności, nieco dalej pijaniuteńki Bécu wyprostowany jak drąg, oparł się o filar! Na prawo szczególniej ławki kobiet zapełniały się coraz bardziej, nadeszła Fanny. Róża, ciotka Olbrzymka i wiele innych jeszcze, tak iż dziewczęta z bractwa Maryi musiały przysunąć się do siebie i zachowywały się teraz