Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwilę w powietrzu z rozpostartemi skrzydełkami, rzucał weń kamykiem ze zręcznością dzikiego człowieka. Trzy skowronki upadły na ziemię, podniósł je i schował do kieszeni zbroczone krwią ptaki.
— No, dosyć już gadania, dalejże do roboty! Pokraj nam to na trzy części a nie na sześć przypadkiem — zawołał wesoło Kozioł, zwracając się poufale do geometry — bo coś mi się zdaje przyjacielu, że masz dzisiaj trochę zamglone oczy.
Grosbois, zrozumiawszy przymówkę, wyprostował się i odparł z godnością.
— Mój kochany, sprobój wypić tyle, co ja, a oczu nawet nie otworzysz... Kto z was czuje się na siłach zastąpić mnie i stanąć przy ekierce?
Ale nikt nie śmiał odpowiedzieć na to wyzwanie.
Tryumfujący geometra zawołał surowo na chłopca, który oniemiały z podziwu przyglądał się łowom Hyacynta. Już ustawiono ekierkę i zatknięto tyczki, gdy wszczęła się nowa sprzeczka co do kierunku podzielenia gruntu. Geometra, zgodnie z życzeniem ojca i Delhomme’a, chciał dzielić ziemię na trzy pasy, równolegle od doliny Aigry, podczas gdy Kozioł żądał, aby pasy szły prostopadle do doliny, ponieważ warstwa czarnoziemu była najcieńszą u stóp wyniosłości. Tym sposobem każdy otrzymałby po równym kawał ku gorszego gruntu, w przeciwnym zaś razie jeden z udziałów składać się będzie wyłącznie