Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A to niechaj cierpi. Wołałabym widzieć chwasty i oset na polach, niż dać sobie zabrać choć grudkę ziemi!...
Stała wyprostowana, podobna do jastrzębia oskubanego z pierza. Potem, uderzając go laską po ramieniu, jak gdyby dla dokładniejszego wytłómaczenia mu swych słów, dodała:
— Słuchaj, wiesz co ci powiem... Kiedy stracisz wszystko, kiedy oddasz wszystko dzieciom, one wyrzucą cię z domu; pójdziesz z torbami jak ostatni żebrak... Niech ci się wtedy nie marzy prosić mnie o pomoc, ostrzegałam cię nieraz, nie słuchałeś, tem gorzej dla ciebie. Czy chcesz wiedzieć co zrobię wtedy?
Czekał pokornie, pełen uległości dla starszej siostry, która weszła do domu i zatrzasnęła drzwi za sobą, wołając:
— Ot! co zrobię!... Zdychaj sobie na dworze!
Fouan stał chwilę, patrząc z osłupieniem na drzwi zamknięte. Potem machnął ręką na znak pogodzenia się z losem i poszedł dalej ścieżką, prowadzącą na plac przed kościołem. Tu bowiem stał domek, który był oddawna rodzinną siedzibą Fouanów a dostał się w udziale bratu Michałowi, zwanemu Muchą; dom zaś zajmowany przez Ludwika, należał właściwie do żony jego, Róży. Michał, owdowiawszy oddawna, mieszkał z dwoma córkami, Lizą i Franciszką. Był to człowiek cierpki, zgryźliwy, niezadowolony z losu i z ubogiego ożenienia się; dziś jeszcze, po upływie lat