Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

posłuszeństwa. Po obwili usiadł, mówił łagodniejszym już głosem.
— No! teraz jesteśmy w zgodzie.
Pan Baillehache, niewzruszony tem, co się działo, drzemał, czekając końca kłótni. Wreszcie otworzył oczy i rzekł:
— Skoroście się już umówili, nie mamy co radzić dłużej. Teraz, kiedy już znam wasze warunki, muszę sporządzić akt... Wy zaś kaźcie zrobić pomiar i powiedzcie geometrze, aby mi przysłał wykaz rozległości każdego udziału. Potem będziecie ciągnąć na losy, ja zaś wpiszę przy każdem nazwisku numer odpowiedniego udziału i podpiszecie akt.
Wstał z fotela, aby ich odprawić. Ale wieśniacy nie zabierali się do odejścia, wahali się, niepewni, czy wszystko zostało obmyślonem, lub czy o czem nie zapomnieli. Może zły to interes, który dalby się cofnąć jeszcze?
Trzecia wybiła: narada trwała blizko dwie godziny.
— No, rozejdźcie się teraz — rzekł notaryusz. — Inni czekają...
Musieli już odejść. Notaryusz wyprowadził ich do sąsiedniego pokoju, w którym istotnie czekało kilku wieśniaków, siedzących nieruchomo, jakby przykuci do krzeseł. Młody dependent przyglądał się ciekawie walce dwóch psów na ulicy, podczas gdy dwaj drudzy skrzypieli wciąż piórami po papierze stemplowym.