Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och! mój ojcze — przerwał szyderczo Kozioł.
— Milcz, pókiś cały! — zawował Fouan, podniósłszy do góry zaciśnięte pięści — milcz, bo cię stłukę!
Kozioł zamilkł i skulił się na krześle. Zrozumiał on na co się zanosi, przypomniał sobie, jak niegdyś dzieckiem będąc, obawiał się ojca i zasłaniał się łokciem od grożących mu ciosów.
— A ty, Hyacyncie, nie uśmiechaj się! Fanny, spuść oczy! Ja was rozumu nauczę! zobaczycie!... jak Bóg na niebie!
W groźniej postawie stal na środku pokoju. Matka drżała... dzieci pokonane, upokorzone, bały się odetchnąć lub poruszyć z miejsca.
— Czy słyszycie, żądam sieściuset franków?... Nie chcecie, to sprzedam ziemię i wydam wszystkie pieniądze co do grosza... Zjem wszystko, ani okruszyny wam nie zostawię... Czy dajecie sześćset franków?
— Ależ, ojcze — wyjąkała Fanny — damy tyle, ile od nas zażądasz.
— Zgoda na sześćset franków — potwierdził Delhomme.
— Co do mnie — oświadczył Hyacynt — przystaję na to, co wszyscy postanowią.
Kozioł, zacisnąwszy gniewnie zęby, milczał na znak przyzwolenia. Ojciec spoglądał na nich wzrokiem nieubłaganego zwycięzcy, który żąda