Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale tak, tak — odpowiedział Hyaoynt — trzeba przecież, aby i starzy użyli trochę!
Matka spojrzała na starego syna wzrokiem pełnym czułości i rozrzewnienia, podczas, gdy ojciec toczył dalej walkę z Kozłem. Zmuszony do ustępstw, stary opierał się na każdym kroku, bronił każdego grosza, obstawał przy swoich żądaniach. Uporczywość jego wydawała się obojętną na pozór, chociaż w głębi jego serca wrzał gniew tłumiony, wobec chciwości tych ludzi, którzy będąc ciałem jego ciała, kością jego kości, wysysali gorącą krew z żył jego i radziby napaść się jego ciałem. Zapomniał, że i on podobnie względem ojca swojego postąpił. Ręce mu drżały, zawołał z wyrzutem:
— Ach! podłe nasienie! Czy po to was wychowałem, abyście mnie dzisiaj chleb z gęby wyrywali?... Już mi to wszystko obrzydło, Bóg mi świadkiem! Wołałbym gnić w ziemi, niż zależeć od waszej łaski... Niema zatem sposobu nakłonić was do zgody! Nie chcecie dać więcej nad pięćset pięćdziesiąt franków?
Gotów był przystać na sumę, ale żona pociągnęła go znów za bluzę i wyszeptała błagalnie:
— Nie przyjmuj! nie przyjmuj!
— To jeszcze nie wszystko — z pewnem wahaniem odezwał się Kozioł — a pieniądze odłożone przez ojca?... Jeżeli ojciec ma swoje własne