Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sześćdziesiąt franków... No dajmy równe osiemset dla okrągłego rachunku. Będziecie mi płacić osiemset franków rocznie i basta!
Kozioł parsknął głośnym śmiechem, Fanny jakby oniemiała, słysząc tak wygórowane żądania, w milczeniu przecząco potrząsając głową. Pan Baillehache, który przez cały czas trwania kłótni, patrzył bezmyślnie w ogród, zaczął się pilniej przysłuchiwać rozmowie klientów, kręcąc machinalnie w palcach długie swe faworyty. Miał minę zaspaną, zmęczony trawieniem smacznego śniadania, które zjadłbył przed przybyciem rodziny Fouan.
Tym razem przecie stary miał słuszność i nie żądał za wiele. Ale wieśniacy wpadli w zapał, uniesieni pragnieniem wyzyskania jak najniższej ceny, nie chcieli ustąpić ani grosza, targowali się, zaklinali, jak gdyby chodziło o kupno wieprza.
Osiemset franków! — szyderczo zawołał Kozioł. — Cóż to? rodzice chcecie teraz żyć po pańsku?... Toż za osiemset franków cztery gęby nakarmić można! Nic innego, chcecie chyba zdechnąć z niestrawności!
Fouan nie rozgniewał się. Targ ten wydawał mu się naturalnym, przewidywał to, niemniej jędnakże podniecony, stawiał bez ogródki swoje wymagania.
— Zaczekajcie, to jeszcze nie wszystko!... Rozumie się, że dom i ogród zatrzymujemy dla sie-