Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No cóż, zdecydowaliście się wreszcie? — powtórzył po chwili, patrząc prosto w oczy ojcu Fouan.
Stary powiódł wzrokiem po wszystkich, jak gdyby niepewny, co odpowiedzieć, wreszcie odparł:
— Ha! chyba, że tak trzeba zrobić, panie Baillehache... Mówiłem ja już panu o tem w żniwa. Kazał mi się pan namyśleć; namyślałem się długo i widzę, że chyba już musi dojść do tego.
I urywanemi zdaniami, wtrącając wciąż uboczne szczegóły, zaczął wyłuszczać pobudki skłaniające go do tego kroku. W głosie jego czuć było głęboko tłumione, nie zdradzające się żadnem słowem, wzruszenie, jakiś smutek bezgraniczny, głuchą urazę; ból rozdzierający mu serce, na myśl o rozłączeniu się z tą ziemią, której tak gorąco pożądał za życia ojca a którą następnie uprawiał z namiętną niemal zażartością. Przez całe życie skąpił sobie i drugim, by powiększyć tę ukochaną ojcowiznę. Dla dokupienia jednego zagonu odmawiał sobie chleba i sera przez długie miesiące inny znów zagon nabytym został kosztem skąpienia opału w zimie, kosztem długich lat pracy w znoju i upale bez innej ochłody, prócz kilku łyków czystej wody. Ziemia była mu kochanką, dla miłości gotów był nawet morderstwa się dopuścić; ona zastępowała mu małżonkę, dzieci, ludzkość całą! I oto, zestarzawszy się, musi oddać tę kochankę w ręce synów tak, jak niegdyś