Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Słuchajcieno, panowie, podaję wam do wiadomości, że pan de Chédeville zobowiązuje się wyrobić dla nas subwencyę, wynoszącą połowę kosztów... Wiecie, że jest on w przyjaznych stosunkach z cesarzem, łatwo mu będzie w rozmowie napomknąć o nas.
Nawet Lengaigne zawahał się teraz, twarze wszystkich przybrały wyraz uroczysty, poważny, jak gdyby na widok czegoś świętego. Ponowny wybór deputowanego zdawał się zapewnionym stanowczo: któż mógł godniej odpowiedzieć temu stanowisku niż przyjaciel cesarza, człowiek znany, poważany, potężny, mogący rozdawać posady i pieniądze! Nikt, się nie odzywał, wszyscy w milczeniu kiwali głowami. To się samo z siebie rozumie, pocóż mówić o tem?
Jednak Hourdequin patrzył z zakłopotaniem na obojętne zachowanie się kowala. Wstał, podszedł do okna, a spostrzegłszy polowego rozkazał mu poszukać ojca Loiseau i sprowadzić go tu żywym lub umarłym.
Ojciec Loiseau był to stary, głuchy wieśniak, którego — jakby dla zabawki — wybrano na członka zarządu; nie przychodził on nigdy na posiedzenia, dowodząc, że nie lubi łamać sobie głowy. Syn jego pracował w Borderie on sam całą duszą oddany był merowi. To też gdy starzec przybiegł wystraszony, Hourdequin krzyknął mu w ucho, że chodzi o przeprowadzenie drogi. Po chwili wszyscy zaczęli pisać swe zdanie, utkwi-