Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wychylił głowę przez okno, trzymając brzytwę w ręku, Flora, która zajętą była właśnie odważaniem kilku łutów tytuniu, wyjrzała, co się dzieje; oboje nie posiadali się z gniewu, że ci panowie zatrzymali się u ich współzawodnika. Powoli zbierało się coraz więcej ludzi, skupiano się w uliczce. Od jednego do drugiego krańca wsi wiedziano już o ważnej nowinie.
— Panie deputowany — powtarzał zaczerwieniony i zakłopotany Macqueron — spotkał mnie dziś zaszczyt....
Ale pan de Chédewille nie słuchał go, oczarowany urodą Berty, której jasne oczy podkrążone sinemi obwódkami patrzyły śmiało na niego. Matce nie zamykały się usta, opowiadała ile lat ma córka, gdzie kończyła nauki, dziewczyna zaś, dygnąwszy uprzejmie, zapraszała pana deputowanego, by wszedł do ich domu, jeżeli raczy.
— Ależ z największą przyjemnością, śliczna panienko! — wykrzyknął.
Tymczasem ksiądz Godard, opanowawszy Hourdequina, zaklinał go po raz setny może, aby nakłonił radę zarządu do wyznaczenia funduszu, zapewniającego utrzymanie stałego proboszcza w Rognes. Przy każdej sposobności ksiądz podnosił tę kwestyę, dawał swoje powody: brak czasu, nieustanne sprzeczki z wieśniakami, nie licząc już trudów w spełnianiu służby Bożej.
— Nie odmawiaj mi pan zawczasu! — dodał żywo, widząc, że Hourdequin odpowiada wymijają-