Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skonalone narzędzia palą im ręce. Zresztą nie lubią mnie, jako pochodzącego z miasta, nie chcą iść do mnie na robotę, mówiąc, że mam z czego płacić drożej, a w mniemaniu tem podtrzymują ich moi sąsiedzi, którzy wyrzucają mi, że psuję ludzi i że gdyby było w okolicy więcej gospodarzy podobnych do mnie, chłop zapomniałby wkrótce siać i orać.
Zjechali z góry. Powóz wjeżdżał już do wioski, gdy deputowany ujrzał księdza Godard wychodzącego od Macquerona, gdzie wstąpił był po mszy na śniadanie. Przypomniawszy sobie niepokój o wynik wyborów, zapytał:
— A jakaż jest religijność w naszych wioskach?
— Och! spełniają tylko formułki, ale pustka w sercach! — lekceważąco odparł Hourdequin.
Kazał stanąć przed sklepem Macquerona, który stał we drzwiach z księdzem i przedstawił im swego towarzysza podróży. Natychmiast nadbiegła Celina w ciemnej kaszmirowej sukni, prowadząc z sobą Bertę, chlubę rodziny, wystrojoną w jedwabną suknię w niebieskie paseczki. Tymczasem cała wioska, która zdawała się pogrążąną w uśpieniu, odrętwiałą w lenistwie, korzystając z niedzielnego odpoczynku, ocknęła się ze snu, zdziwiona tą niespodzianą wizytą.
Wieśniacy stawali na progach chat, dzieci wyglądały nieśmiało z po za spódnic matek. Największy jednak zamęt panował u Lengaigne’a: