Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niak zdychać musi... A zatem co? nie wiem, pożerajmy się nawzajem! Oparłszy oba łokcie na stole, Hourdequin mówił dalej, jakgdyby dla ulżenia smutkowi swemu; w ironicznych dźwiękach jego głosu przebijała głęboka pogarda, jaką żywił względem tego człowieka, który posiadając własny majątek, nie zajmował się rolnictwem i nie znał ziemi, dającej mu środki do życia.
— Żądasz pan odemnie faktów na poparcie mych twierdzeń... Dobrze więc! Przedewszystkiem pańska to wina, jeżeli la Chamade marnieje... Zostawiony tam przez pana dzierżawca zaniedbuje się, bo termin kontraktu zbliża się do końca i przewiduje, że pan zechce podnieść wysokość tenuty. Pan sam tam nigdy nie zagląda, ludzie śmieją się z pana i — rzecz naturalna — kradną na wszystkie strony... Następnie jest inna jeszcze, prostsza przyczyna pańskiej ruiny: wszystkim nam grozi nędza wskutek wycięczenia sił żyznej niegdyś Beaucyi, naszej matki i karmicielki!
I mówił dalej! Ot naprzykład za młodych jego lat, sąsiadująca z Beaucyą Perche była krainą tak biedną, źle zagospodarowaną i pozbawioną zboża, że mieszkańcy jej przychodzili na żniwa do Cloyes, do Châteaudun lub do Bonneval. Dzisiaj zaś, dzięki ciągłemu podnoszeniu się płacy roboczej, w Perche dzieje się lepiej, stokroć lepiej, niż w Beaucyi, zwłaszcza, że jarmarki Mondou —