Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cesarstwa, ale urażony tem, że nie zdołał pozyskać poparcia prefekta, postanowił bądź co bądź wystąpić jako kandydat. Nie miał żadnej szansy za sobą, wyborcy wiejscy otwarcie występowali przeciw kandydatowi, nie trudniącemu się rolnictwem.
— Rzecz jasna — zauważył pan de Chédeville — o jedno tylko mu chodzi: pragnie aby chleb staniał, bo wtedy mniej będzie płacił robotnikom.
Hourdequin, który nalewał wino do szklanek, z gniewem postawił butelkę na stole.
— Ot! całe nieszczęście! — zawołał. — Z jednej strony, my wieśniacy potrzebujemy sprzedać zboże z pewnym zyskiem dla siebie, z drugiej zaś przemysł dąży do obniżenia cen, aby zmniejszyć zapłatę robotnika. Zażarta walka nie ustaje ani na chwilę i czem się wreszcie kończy, powiedz mi pan? Straszliwem zaiste jest to zagadnienie dni dzisiejszych, ten antagonizm, grożący ruiną całym społeczeństwom. Ale roztrzygnięcie tej kwestyi przewyższało o wiele zdolności umysłowe pana de Chédeville, który potrząsnął tylko głową i machnął ręką na znak swej bezsilności.
Hourdequin, nalawszy sobie szklankę wina wychylił ją duszkiem.
— Dobrze skończyć się to nie może... Jeżeli wieśniak sprzeda korzystnie zboże, rzemieślnik mrze z głodu; jeżeli rzemieślnik ma co jeść, wie-