Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

we dwa rzędy; jedne leżały na pościółce, inne zaś stojąc u żłobu, żuły buraki a z odzielnej zagrody wychylił głowę buhaj, holenderskiej rasy, biały w czarne łaty, czekając, co mu dadzą do roboty.
Gdy spuszczono łańcuch, Cezar wyszedł wolnym krokiem z zagrody. We drzwiach obory przystanął chwilę, jakby odurzony światłem i powietrzem, stał nieruchomy, jak wrosły w ziemię, tylko ogonem kręcił nerwowo i wyciągnąwszy grubą szyję, węszył przed sobą.
Zuzula nie ruszała się z miejsca, zwróciła tylko na niego duże, błędne oczy, ciszej już rycząc.
Jan i Franusia, założyli ręce i spokojnie, cierpliwie czekali.
Nie przyszło mu nawet na myśl, bryznąć jednym z tych grubych żartów, jakiemi parobcy folwarczni prześladują zwykle dziewczyny, przychodzące z krowami. Zdawało się też, że mała Franusia, uważała to również za rzecz zwyczajną i konieczną, w której nic niema śmiesznego. To prawo przyrody!
Ale Jakóbka stała już od chwili na progu kuchni i ze zwykłym sobie rzutem piersi naprzód, zawołała wesoło:
— Już! wszystko skończone...
Jan uśmiechnął się, Franusia pokraśniała i podczas, gdy Cezar sam spokojnie wracał do obory a Zuzula skubała kilka kłosów owsa nad gnojowiskiem wyrosłych, dziewczyna wyciągnęła