Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, w październiku... Mam jeszcze dosyć czasu, nic mnie nie nagli.
Franciszka miała wielką ochotę zapytać go o siostrę, po chwili też machinalnie niemal zapytała:
— Czy to prawda, co ludzie gadają, że Zuzanna jest teraz w Chartres?
Chłopiec odparł obojętnie:
— Podobno... Kiedy jej z tem dobrze!
Zobaczywszy zdaleka nauczyciela, pana Lequeu, który włócząc się po okolicy, zaszedł tu niby przypadkiem, zwrócił rozmowę na inny przedmiot:
— Patrzajno! to znakomity kawaler dla córki Macquerona... Mówiłem ja to oddawna! Zatrzymał się oto, wsunął nos w jej włosy. Baw się, baw się, stary wróblu! wąchaj ją sobie do woli, musisz się obejść smakiem!
Franciszka znów się śmiać zaczęła a Wiktor, podzielając nienawiść całej rodziny, wymyślał na Bertę. Wprawdzie i nauczyciel nie wiele wart: to złośnik, który bił dzieci bez miłosierdzia... mruk... nikt nigdy nie wiedział, co on myśli... jak pies przypodchlebiał się córce, żeby tylko wyłudzić pieniędzy od ojca. Ale i Berta nie wzbudzała wielkiego zachwytu, chociaż pyszniła się, jak paw, że ją wychowano w mieście. Tak! napróżno stroiła się w spódnice z falbanami