Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak mieszczanki odwracały się z obrzydzeniem od jej marchwi i pięknych główek kapusty. Pomimo wrodzonej słodyczy charakteru, oburzała się na głupotę ludzką:
— Proszę was, powiedzcie tylko, kapralu, czy oni mają słuszność?... Czyż człowiek nie ma prawa zużytkowania wszystkich bez wyjątku darów Bożych?... Cieką wam, dlaczego gnój bydlęcy ma być czyściejszym i lepszym! Et! to tylko zazdrość przez nich przemawia, ludzie nie mogą strawić tego, że nikt niema piękniejszych jarzyn odemnie... Powiedźcie, kapralu, czy i wy się tem brzydzicie?
Jan odparł zakłopotany.
— Prawdę rzekłszy, ani się brzydzę, ani nie... Ale ludzie nie przyzwyczaili się do tego... Ot! jeden z wielu starych przesądów.
Ta szczerość srodze zmartwiła starą kobietę. Nie miała ona zwyczaju robić plotek, teraz jednak nie mogła powstrzymać swej goryczy.
— No widzę, że już i was podburzyli przeciw mnie... Ach! gdybyście wiedzieli, jacy to ludzie są złośliwi... Gdybyście wiedzieli, co oni o was gadają!
I zaczęła powtarzać plotki krążące w Rognes o młodym parobku. Dawniej lubiono go dlatego, że był rzemieślnikiem, że piłował i heblował drzewo zamiast orać rolę. Potem zaś, gdy wziął się do pługa wyrzucano mu, że odbiera zarobek innym, że przyszedł pracować w obce dla