Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się oprzeć pokusie. Miał więc mocne postanowienie, czekał tylko chwili sposobnej do oświadczenia się, zawczasu układał w myśli słowa, które wypowie, bo pomimo pobytu w wojsku, pozostał nieśmiałym wobec kobiet.
Wreszcie jednego dnia. Jan wybiegł z folwarku koło czwartej popołudniu i podążył do Rognes, aby się rozmówić stanowczo z Lizą. O tej porze Franciszka pasła zwykle krowy na łące, mógł więc być pewien, że zastanie Lizę samą. Ale i tym razem doznał przykrego zawodu: matka Frimat, dobra i usłużna sąsiadka, stała w kuchni, pomagając młodej kobiecie przy praniu bielizny.
Poprzedniego dnia obie siostry rozpoczęły pranie. Od samego rana ług, do którego wrzucono dla zapachu kawałek korzenia kosaca, gotował się w kotle, zawieszonym na haku po nad jasno płonącym ogniem z topolowego drzewa, a Liza z obnażonemi rękoma, z zakasaną spódnicą, trzymając w rękę żółty, gliniany garnek, czerpała z kotła wrzący ług i polewała nim bieliznę, ułożoną w balejce: na spodzie prześcieradła, potem ścierki i koszule i znów prześcieradła na wierzchu. Właściwie więc matka Frimat nic nie miała do roboty: siedziała na kufrze rozmawiając, rada z chwili odpoczynku; od czasu do czasu wyciągała stojący pod balejką szaflik i wylewała do kotła ług, spływający z bielizny.