Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oh! jak to dobrze! Lambourdieu!... Muszę obstalować u niego kapelusz.
Po drugiej stronie płotu ukazał się na drodze człowiek nizkiego wzrostu, który szedł, grając na trąbce. Za nim jechał wózek, ciągniony przez siwego konia. Był to Lambourdieu, kramarz z Cloyes, który sprzedawał płótna, towary norymberskie, wyroby garncarskie, powroźnicze, naczynia kuchenne i różne drobiazgi, obwożąc je od wsi do wsi, w promieniu pięciu lub sześciu mil. Wieśniacy zaopatrywali się u niego we wszystko, począwszy od rondli, skończywszy na odzieży odświętnej. Otwierał co chwila wózek, w którym pełno było szufladek i półek, jak w sklepie.
Gdy Liza obstalowała kapelusz, Lambourdieu zapytał:
— Możebyście tymczasem kupili piękną jedwabną chustkę
Otworzył tekturowe pudełko, rozwinął dwie chustki czerwone w złote kwiaty; które pięknie połyskiwały na słońcu.
— A co? Warte po trzyfranki, nieprawdaż? No, dla was zresztą oddam obie za franka.
Liza i Franciszka wyciągnąwszy rękę po przez płot, na którym suszyły się pieluszki Julka, oglądały chustki przyglądając się im z przyjemnością. Rozsądek jednak nie pozwalał im na kupowanie rzeczy, będących takim zbytkiem: po co wydawać pieniądze? Już chciały oddać chust-