Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bielonemi mlekiem, usłyszawszy głos Jana, przy biegła i zawoła z gniewem:
— Ach! widziałeś go... to podłe bydlę!
Nienawiść jej wzmagała się z dniem każdym, ilekroć wspomniano przy niej o Koźle, nie posiadała się z gniewu, jak gdyby jej osobiście ciężką krzywdę wyrządził:
— Już co bydlę, to bydlę! — spokojnie odparła Liza — ale cóż nam przyjdzie z wymyślania na niego teraz?
Oparłszy dłonie na biodrach, zapytała z powagą:
— Cóż tam Kozioł gada teraz?
— Et! nic — odparł Jan zakłopotany, zły sam na siebie, że się wygadał niepotrzebnie. — Mówiliśmy o jego interesach, bo stary Fouan rozpowiada wszystkim, że go wydziedziczy; on zaś utrzymuje, że ma czas poczekać, że stary dobrze się jeszcze trzyma i że zresztą kpi sobie z tego.
— Czy on też wie, że Hyacynt i Fanny podpisali już akt i wzięli to, co im się należy?
— Tak, wie o tem, wie także, że ojciec puścił zięciowi w dzierżawę udział, którego on przyjąć nie chciał; wie, że pan Baillehache, bardzo rozgniewany, oświadczył, iż nigdy już nie pozwoli ciągnąć losów, póki papiery nie będą podpisane. Tak, tak, Kozioł wie, że wszystko już skończone.
— I nic na to nie mówi?
— Nie, nic nie mówi.