Widocznie burza gradowa przebudziła wieśniaków, którzy także pragnęli, co najrychlej obejrzeć swe pola, nie mając cierpliwości czekać, aż do świtu. To też co chwila ukazywała się nowa latarnia: jasne punkciki mnożyły się, skakały i migotały wśród tak nieprzejrzanych ciemności, że niepodobna było dostrzedz rąk, trzymających latarnie. Ale stara Bécu znała dokładnie położenie każdego domu, umiała odróżnić kto wychodzi ze światłem.
— Ot! teraz świeci się u Olbrzymki.. a teraz wychodzi stary Fouan... a tam dalej Macqueron... tu na prawo Lengaigne... Wielki Boże! serce mi się kraje na myśl o nieszczęściu tych biedaków!... Ha! trudna rada! biegnę w pole!
Liza i Franciszka zostały same przy zwłokach ojca. Deszcz nie przestawał padać, wiatr huczał na dworze i w izbie, i gasił światło.
Trzeba było zamknąć drzwi, ale żadna z nich nie pomyślała o tem, zapomniały prawie o żałobie w domu wobec strasznej klęski.
Czyż to nie dosyć nieszczęścia, stracić ojca? Bóg odebrał im wszystko, może nie zostanie im nawet kawałka chleba dla zaspokojenia głodu.
— Biedny ojciec! — szepnęła Franciszka — jakżeby się był zmartwił!... Lepiej dla niego, że nie doczekał tej chwili.
Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/175
Ta strona została przepisana.